niedziela, 6 marca 2016

Ulubieńcy stycznia i lutego cz.2

Cześć kochani, tak jak obiecałam dzisiaj mam dla was moich ulubieńców kolorowych :D
Przejdźmy od razu do rzeczy, bo co jak co, ale dzisiaj mam wyjątkowo mało czasu.

Pierszym kosmetykiem bedzie: Podkład Bourjois Healthy Mix ja posiadam odcień najjaśniejszy nr 51 Light Vanilla 

Powiem od razu: NAJLEPSZY POKŁAD JAKI UŻYWAŁAM. 
Odcień 51 Light Vanilla jest idealny dla osób, które mają bardzo jasną karnacje. Nie posiada żadnych tonów różowych, przepiękny beż z domieszką żółtych odcieni. Jest zamknięty w solidnej szklanej butelce. Wzbogacony o ekstrakt z owoców takich jak:
- morela, która ma za zadanie dodać skórze blasku 
- melon, który ma zapewnić nawilżenie 
- jabłko, które ponoć przedłuża młodość skóry - do tego będzie mi się trudno odnieść z wielu powodów dlatego zostawię to w świętym spokoju, a skupię się na innych plusach tego podkładu. Utrzymuję się pięknie na skórze przez bardzo długo, nie ściera się brzydko przy konturowaniu (brązer, róż, rozświetlacz - są na swoim miejscu do końca dnia) nie podkreśla suchych skórek, rzeczywiście jest nawilżający i lekko rozświetlający. Pięknie pachnie, nie zapycha porów, krycie ma średnie, ale przede wszystkim przepięknie wtapia się w skórę nie tworząc efektu maski, można go stopniować i nie tworzy ''ciacha'' na buzi. Podkład również posiada pompkę, która nigdy mi się nie zacięła i dozuje idealną ilość produktu co bardzo ułatwia z nim prace do tego jest bardzo wydajny. Niech nie zmyli was jego nazwa, ponieważ jest rozświetlający, ale nie ma w sobie żadnych drobinek! Jednym słowem idealny na co dzień. Dostępny w drogerii, kosztuje 60zł, warto kupować go na promocji, które w Rossmannie są dosłownie co chwile :)

Kolejny produkt: Paletka 12 cieni do powiek The Balm NUDE'tude


zdjęcie wzięte z internetu, ponieważ moja paletka po codziennym
 rocznym używaniu jest w opłakanym stanie ze zbitym lusterkiem włącznie 

Większość kosmetyków the balm zbiera pozytywne opinie nie bez powodu. Paletka jest świetna do makijaży zarówno dziennych jak i wieczorowych. Cienie są doskonałej jakości, paleta sama w sobie bardzo solidnie wykonana, spadła mi już tyle razy.. po 10 przestałam liczyć :) zbiło mi się niestety lusterko, ale z cieniami kompletnie nic się nie stało. 
Posiada 4 odcienie matowe: Sultry, Sexi, Sleek oraz Serious. Reszta to odcienie satynowe z wyjątkiem cienia Silly, który jest matowym brązem z drobinkami brokatu. 
Do moich ulubieńców zaliczam: Sexi, Sultry, Silly oraz cudowny Stand-offish. 
Ciągle szukam jakiegoś pojedyńczego podobnego cienia, tak mnie zauroczył! 
Cienie się nie osypują, oprócz dwóch najciemniejszych odcieni: Sleek i Serious, które czasem lubią się osypać także z nimi trzeba uważać. Trwałość jest kosmiczna, bo trzymają się cały dzień.
Cena ok. 130zł. 

Trzecim produktem jest: Kremowy Kamuflaż z Catrice 


Jest to produkt idealny do zakrywania niedoskonałości na twarzy. Jednak z nim też trzeba uważać, jest tak bardzo gęsty, że trzeba go wklepywać gąbeczką, ponieważ wklepywany palcem zostawia odciski. Nie nadaję się do zakrywania cieni pod oczami, jest za ciężki i nie zawsze dobrze wygląda w tym delikatnym miejscu. Jedyną opcją jest jeżeli użyjecie jego minimalną ilość i dobrze wpracujecie w skórę, nie będzie miał wtedy aż takiego dużego krycia, bo oczywiście będzie go mniej, ale krycie będzie na pewno! 
Do zakrywania bardzo dużych przebarwień na policzkach, czole, brodzie (gdzie chcecie) nadaję się idealnie! Koszt to 13zł, posiadam odcień najjaśniejszy 10 Ivory. Jest jeszcze dostępny 20 Light Baige, który jest odrobinę ciemniejszy i odcień 25 Rosy Sand. 
Pierwsze dwa są jak najbardziej beżowe, a trzeci ma tony różowe i mało komu spodoba się taki odcień. Sami zresztą możecie zauważyć, że jeżeli już zostają te korektory na półkach w drogerii to właśnie ten 25 Rosy Sand. 

Kolejne produkty są to matowe pomadki w kredce Golden Rose oraz Zoeva Luxe Cream odcień One Wish 

O pomadkach Golden Rose również pisałam już w poprzednich notkach i moje zdanie o nich również nie uległo zmianie. Dodam tylko, że nazywane są one matowymi, ale takiego bardzo matowego wykończenia nie mają charakterystycznego dla matowych pomadek, które wysuszają usta. Są nawilżające i idealnie się rozprowadzają na ustach, nie trzeba używać do nich dodatkowo konturówki, zjadają się przepieknie i nie czuć ich na ustach. 
Za to pomadka Zoeva jest hitem jesieni i zimy - jest to niesamowicie głęboki kolor, wygląda na prawdę bardzo ciemno na ustach, dlatego można ją odrobinkę rozjaśnić dodając jakiegoś jasnego koloru na środek ust. Ja kocham nosić ja nałożoną prosto z opakowania, pomadka jest bardzo mocno napigmentowana i aplikacja jej jest bardzo przyjemna, bardzo długo się utrzymuję i zauważyłam, że delikatnie barwi usta, więc nawet jak nam się delikatnie zetrze to wiecie.. nie ma tragedii :)
Warto tez wspomnieć o przepięknym jej wyglądzie, o zamykanym magnesowo opakowaniu, które przepięknie prezentuję się w kosmetyczce. Cena ok.35zł :)

Kolejnym już ostatnim produktem, jest również pomadka: Bourjois Rouge Edition Velvet 07 Nude-ist



O tej pomadce możemy już powiedzieć, że jest na prawdę matowa, po nałożeniu zastyga na ustach, na zdjęciu wygląda na bardziej fioletowo-różową, ale uwierzcie mi na słowo jest to piękny odcień zgaszonego różu, bardzo trwała, aplikacja bardzo przyjemna. Aplikator w formie gąbeczki bardzo ułatwia nam pracę i równomierne nałożenie produktu na usta. Nie będzie się niestety nadawał do ust z suchymi skórkami, podkreśli je i nie będzie to estetycznie wyglądać. Wspomnę również o tym, że noszona bardzo często trochę wysuszy usta. Ja nosiłam ją bardzo często do szkoły, ponieważ nie rzuca się w oczy, a wygląda przepięknie :)

Oto moja złota 10 produktów, które używałam namiętnie w styczniu i lutym.
Mam nadzieję, ze dotrwałyście do końca.
Pozdrawiam, Maquillaaa.



sobota, 5 marca 2016

Ulubieńcy stycznia i lutego

Cześć kochani :) dzisiaj mam dla was 5 moich ulubionych kosmetyków, których najchętniej używałam w styczniu i lutym. Trochę ta liczba jest oszukana, ale chyba mi wybaczycie to małe przewinienie :)
Podzielę ten post na dwa mniejsze, ponieważ jakbym chciała napisać wam 10 produktów w jednym - można by uznać to za mini książkę :)
Zacznę od pielęgnacji, ponieważ uważam, że zwłaszcza zimą, gdy pogoda nie sprzyja naszej skórze jest ona szczególnie ważna. 

Pierwszy kosmetyk, którego używałam jest to Bielenda Skin Clinic Professional aktywne serum korygujące:

Ja już nie będę się rozpisywać zbytnio nad tym produktem, ponieważ pisałam o nim w poprzednich notkach. Wspomnę tylko o tym, że kupiłam go z myślą o przygotowaniu swojej skóry do zabiegu mocniejszymi kwasami, ale jego działanie, które zauważyłam po jakimś tygodniu, może dwóch stosowania jest tak wspaniałe, że chyba zagości w mojej kosmetyczce na dłuuugi czas. Serum stosowane zbyt często bardzo przesusza skórę, dlatego do niego trzeba dobrać sobie odpowiednie kremy nawilżające. Ja ograniczyłam jego stosowanie do 3 razy w tygodniu (nakładam go wieczorem) a w inne dni używam mocno nawilżającego kremu i moja cera jest jak najbardziej zadowolona. Zapewne jak skończę swoje opakowanie, zrobię sobie przerwę i niedługo znów do niego powrócę, bo jest to na prawdę produkt godny polecenia dla cery z niedoskonałościami. 

Kolejnym kosmetykiem są dwa kremy całkiem różniące się od siebie :) mianowicie: 
Bielenda Normalizing&Matifying Face Cream - Krem normalizująco-matujący do twarzy oraz Krem do rąk i paznokci Cztery Pory Roku glicerynowy do skóry suchej:


Krem z Bielendy idealnie nadaje się pod makijaż. Również już o nim pisałam w poprzednich notkach i moje zdanie na jego temat nie uległo zmianie. Doskonale nawilża cerę, nie jest ciężki i szybko się wchłania, warto wspomnieć jednak o tym, że pozostawia taki delikatny film na skórze, nie jest on zły, wręcz powiedziałabym, że jest bardzo przyjemny, ale niektóre osoby tego nie lubią, wiec warto żeby wiedziały :)
Kremu do rąk i paznokci używam codziennie wieczorem do smarowania swoich szanownych stóp, później oczywiście wkładam je do skarpetki i rano się budzę z pięknymi gładkimi i nawilżonymi. Czego więcej potrzeba? Krem kosztuje grosze, bo 6zł za 130ml kremu, jest dostępny chyba w każdej drogerii, ja swój kupiłam w rossmannie, jest jeszcze pojemność bodajże 160ml, ale nie wiem ile kosztuje, bo nie zwróciłam na to uwagi. Domyślam się, że ma podobnie niską cenę jak ten który widzicie powyżej. Jest bardzo wydajny, bo jak na miesiąc codziennego stosowania przy nieoszczędzaniu go to naprawdę duży plus. 

Trzecim.. ''kosmetykiem'', ale tak na prawdę zdjęciem z kosmetykami jest już chyba wszystkim znane jajeczko EOS, a dokładnie balsam do ust oraz moje dwie perełki z Oriflame, które są ze mną od kąd pamiętam. W sumie nie wiem jak ten produkt się dokładnie nazywa, ja od zawsze mówię ''miodzik'' i chyba tak już zostanie. 


Skupmy się może najpierw na EOS, ponieważ to jest jedyny produkt, który robi cokolwiek z moimi ustami. Wcześniej używałam przeróżnych pomadek ochronnych z nivea i sto innych smakowych pomadek z różnych firm, ale to sprawiało tylko, że usta miałam wiecznie przesuszone i wiecznie ŻARŁAM, tak.. ŻARŁAM, ja nie jadłam swoich suchych skórek, ja je pożerałam jak głupia, czasem aż do krwi, bo nie mogłam się powstrzymać. Nazajutrz jak przychodziło do pomalowania ust pomadka kolorową to był wielki klops. Jajeczko kosztuje około 20 zł i mają bardzo duży wybór zapachów, ja wybrałam sobie jeżynowy bądź jagodowy. Bardziej urzekło mnie to niebieskie opakowanko niż zapach, ale warto wspomnieć, że smak ma wyśmienity. Czasem mam ochote zjeść balsam z opakowania. Jest zakręcany dlatego nie ma szansy, ze otworzy nam się noszony w torebce i wszystko ubrudzi. Nie trzeba grzebać w nim palcami, co dla mnie jest bardzo ważne, bo po prostu tego nienawidzę, jest to dla mnie nie higieniczne i nie wygodne. Czy widzę w nim jakieś minusy? Odpowiadam: NIE
Kupiłam go w grudniu jakoś przed świętami i używam go codziennie, parę razy w dniu i myślę, ze starczy mi jeszcze na kolejne 2-3 miesiące. 20 zł na 5 miesięcy to na prawdę nie jest wydatek, jeżeli zależy wam na ładnych i zadbanych ustach. 
Moje kochane mniejsze jajeczka z Oriflame też znajdują duże zastosowanie u mnie. Posiadam dwa zapachy, a raczej jeden zapach, a drugi jest bezzapachowy (różowy). Używam ich do skórek wokół paznokci żeby nie były suche oraz do smarowania noska zwłaszcza przy chorobie jak ciągle trzemy go chusteczkami. Na prawdę jeżeli używacie go nagminnie podczas choroby, nie ma szans, że będziecie mieć brzydki nosek z suchymi skórkami. Produkt niestety trzeba wyciągać palcem ze słoiczka dlatego rzadko kiedy używam go na ustach. Polecam wam go kupować w promocji, ponieważ można go dorwać za 10zł, a tak to kosztuje 20-25zł. 

Kolejnymi produktami są odżywki do włosów:
- Nivea long repair
- Garnier Ultra Doux
- Isana Professional


Powiem tak: te trzy odżywki mają bardzo podobne lub nawet takie samo działanie i wszystkimi trzema jestem zachwycona. Nie przetłuszczają one włosów, mają bardzo ładne zapachy, które trzymają się jeszcze długo po wysuszeniu włosów i co najważniejsze działają. Oczywiście każdy od odżywek oczekuje czegoś innego, ale dla mnie najważniejsze jest żeby włosy były ujarzmione, nie puszyły się i nie były zbyt obciążone. Gdy używam na włosy maski wtedy odżywkę po wysuszeniu włosów daje na same końcóweczki w bardzo małej ilości (bez spłukiwania) zabezpieczając je przed rozdwajaniem i w tej kwestii również sprawdzają się wyśmienicie. Koszt ich wszystkich to około 10zł, a jeżeli jest na promocji to można je dostać za 7-8zł. Dostępne w każdej drogerii. Jak dla mnie na prawdę zdają egzamin. 

I ostatnim już produktem jest: Tangle Teezer szczotka do włosów


Najlepsza szczotka jaką miałam. Nie wyrywa, ani nie łamie włosów. Szczotkuje je codziennie przed snem i oczywiście rano, gdy zbieram się do szkoły. Moje włosy po używaniu tej szczotki mniej się rozdwajają i oczywiście są grubsze, bo nie wyrywam podczas szczotkowania takiej ilości jak kiedyś. Idealnie mieści się w dłoni, jednak dla osób, które trzymają ją pierwszy raz może wydawać się troszkę dziwna. Ja mam kolorek czarny i odrobinkę żałuję, że nie kupiłam sobie jakiegoś innego kolorku, ponieważ na czarnym widać każde zabrudzenie, każdy pyłek, brudek, wszystko.. Ja swoją szczotkę codziennie też przemywam wodą i nigdzie mi się nie rozkleiła, nic się z nią nie stało, wygląda jak nowa. Jakbym chciała to mogłabym ją sprzedać wciskając kit, że jest nieużywana :) 

To już koniec mojej pielegnacji w tych miesiącach :) piszcie czy któreś z tych produktów używałyście i jak wam sie sprawdziły. 
Pozdrawiam, Maquillaaa.