niedziela, 6 marca 2016

Ulubieńcy stycznia i lutego cz.2

Cześć kochani, tak jak obiecałam dzisiaj mam dla was moich ulubieńców kolorowych :D
Przejdźmy od razu do rzeczy, bo co jak co, ale dzisiaj mam wyjątkowo mało czasu.

Pierszym kosmetykiem bedzie: Podkład Bourjois Healthy Mix ja posiadam odcień najjaśniejszy nr 51 Light Vanilla 

Powiem od razu: NAJLEPSZY POKŁAD JAKI UŻYWAŁAM. 
Odcień 51 Light Vanilla jest idealny dla osób, które mają bardzo jasną karnacje. Nie posiada żadnych tonów różowych, przepiękny beż z domieszką żółtych odcieni. Jest zamknięty w solidnej szklanej butelce. Wzbogacony o ekstrakt z owoców takich jak:
- morela, która ma za zadanie dodać skórze blasku 
- melon, który ma zapewnić nawilżenie 
- jabłko, które ponoć przedłuża młodość skóry - do tego będzie mi się trudno odnieść z wielu powodów dlatego zostawię to w świętym spokoju, a skupię się na innych plusach tego podkładu. Utrzymuję się pięknie na skórze przez bardzo długo, nie ściera się brzydko przy konturowaniu (brązer, róż, rozświetlacz - są na swoim miejscu do końca dnia) nie podkreśla suchych skórek, rzeczywiście jest nawilżający i lekko rozświetlający. Pięknie pachnie, nie zapycha porów, krycie ma średnie, ale przede wszystkim przepięknie wtapia się w skórę nie tworząc efektu maski, można go stopniować i nie tworzy ''ciacha'' na buzi. Podkład również posiada pompkę, która nigdy mi się nie zacięła i dozuje idealną ilość produktu co bardzo ułatwia z nim prace do tego jest bardzo wydajny. Niech nie zmyli was jego nazwa, ponieważ jest rozświetlający, ale nie ma w sobie żadnych drobinek! Jednym słowem idealny na co dzień. Dostępny w drogerii, kosztuje 60zł, warto kupować go na promocji, które w Rossmannie są dosłownie co chwile :)

Kolejny produkt: Paletka 12 cieni do powiek The Balm NUDE'tude


zdjęcie wzięte z internetu, ponieważ moja paletka po codziennym
 rocznym używaniu jest w opłakanym stanie ze zbitym lusterkiem włącznie 

Większość kosmetyków the balm zbiera pozytywne opinie nie bez powodu. Paletka jest świetna do makijaży zarówno dziennych jak i wieczorowych. Cienie są doskonałej jakości, paleta sama w sobie bardzo solidnie wykonana, spadła mi już tyle razy.. po 10 przestałam liczyć :) zbiło mi się niestety lusterko, ale z cieniami kompletnie nic się nie stało. 
Posiada 4 odcienie matowe: Sultry, Sexi, Sleek oraz Serious. Reszta to odcienie satynowe z wyjątkiem cienia Silly, który jest matowym brązem z drobinkami brokatu. 
Do moich ulubieńców zaliczam: Sexi, Sultry, Silly oraz cudowny Stand-offish. 
Ciągle szukam jakiegoś pojedyńczego podobnego cienia, tak mnie zauroczył! 
Cienie się nie osypują, oprócz dwóch najciemniejszych odcieni: Sleek i Serious, które czasem lubią się osypać także z nimi trzeba uważać. Trwałość jest kosmiczna, bo trzymają się cały dzień.
Cena ok. 130zł. 

Trzecim produktem jest: Kremowy Kamuflaż z Catrice 


Jest to produkt idealny do zakrywania niedoskonałości na twarzy. Jednak z nim też trzeba uważać, jest tak bardzo gęsty, że trzeba go wklepywać gąbeczką, ponieważ wklepywany palcem zostawia odciski. Nie nadaję się do zakrywania cieni pod oczami, jest za ciężki i nie zawsze dobrze wygląda w tym delikatnym miejscu. Jedyną opcją jest jeżeli użyjecie jego minimalną ilość i dobrze wpracujecie w skórę, nie będzie miał wtedy aż takiego dużego krycia, bo oczywiście będzie go mniej, ale krycie będzie na pewno! 
Do zakrywania bardzo dużych przebarwień na policzkach, czole, brodzie (gdzie chcecie) nadaję się idealnie! Koszt to 13zł, posiadam odcień najjaśniejszy 10 Ivory. Jest jeszcze dostępny 20 Light Baige, który jest odrobinę ciemniejszy i odcień 25 Rosy Sand. 
Pierwsze dwa są jak najbardziej beżowe, a trzeci ma tony różowe i mało komu spodoba się taki odcień. Sami zresztą możecie zauważyć, że jeżeli już zostają te korektory na półkach w drogerii to właśnie ten 25 Rosy Sand. 

Kolejne produkty są to matowe pomadki w kredce Golden Rose oraz Zoeva Luxe Cream odcień One Wish 

O pomadkach Golden Rose również pisałam już w poprzednich notkach i moje zdanie o nich również nie uległo zmianie. Dodam tylko, że nazywane są one matowymi, ale takiego bardzo matowego wykończenia nie mają charakterystycznego dla matowych pomadek, które wysuszają usta. Są nawilżające i idealnie się rozprowadzają na ustach, nie trzeba używać do nich dodatkowo konturówki, zjadają się przepieknie i nie czuć ich na ustach. 
Za to pomadka Zoeva jest hitem jesieni i zimy - jest to niesamowicie głęboki kolor, wygląda na prawdę bardzo ciemno na ustach, dlatego można ją odrobinkę rozjaśnić dodając jakiegoś jasnego koloru na środek ust. Ja kocham nosić ja nałożoną prosto z opakowania, pomadka jest bardzo mocno napigmentowana i aplikacja jej jest bardzo przyjemna, bardzo długo się utrzymuję i zauważyłam, że delikatnie barwi usta, więc nawet jak nam się delikatnie zetrze to wiecie.. nie ma tragedii :)
Warto tez wspomnieć o przepięknym jej wyglądzie, o zamykanym magnesowo opakowaniu, które przepięknie prezentuję się w kosmetyczce. Cena ok.35zł :)

Kolejnym już ostatnim produktem, jest również pomadka: Bourjois Rouge Edition Velvet 07 Nude-ist



O tej pomadce możemy już powiedzieć, że jest na prawdę matowa, po nałożeniu zastyga na ustach, na zdjęciu wygląda na bardziej fioletowo-różową, ale uwierzcie mi na słowo jest to piękny odcień zgaszonego różu, bardzo trwała, aplikacja bardzo przyjemna. Aplikator w formie gąbeczki bardzo ułatwia nam pracę i równomierne nałożenie produktu na usta. Nie będzie się niestety nadawał do ust z suchymi skórkami, podkreśli je i nie będzie to estetycznie wyglądać. Wspomnę również o tym, że noszona bardzo często trochę wysuszy usta. Ja nosiłam ją bardzo często do szkoły, ponieważ nie rzuca się w oczy, a wygląda przepięknie :)

Oto moja złota 10 produktów, które używałam namiętnie w styczniu i lutym.
Mam nadzieję, ze dotrwałyście do końca.
Pozdrawiam, Maquillaaa.



sobota, 5 marca 2016

Ulubieńcy stycznia i lutego

Cześć kochani :) dzisiaj mam dla was 5 moich ulubionych kosmetyków, których najchętniej używałam w styczniu i lutym. Trochę ta liczba jest oszukana, ale chyba mi wybaczycie to małe przewinienie :)
Podzielę ten post na dwa mniejsze, ponieważ jakbym chciała napisać wam 10 produktów w jednym - można by uznać to za mini książkę :)
Zacznę od pielęgnacji, ponieważ uważam, że zwłaszcza zimą, gdy pogoda nie sprzyja naszej skórze jest ona szczególnie ważna. 

Pierwszy kosmetyk, którego używałam jest to Bielenda Skin Clinic Professional aktywne serum korygujące:

Ja już nie będę się rozpisywać zbytnio nad tym produktem, ponieważ pisałam o nim w poprzednich notkach. Wspomnę tylko o tym, że kupiłam go z myślą o przygotowaniu swojej skóry do zabiegu mocniejszymi kwasami, ale jego działanie, które zauważyłam po jakimś tygodniu, może dwóch stosowania jest tak wspaniałe, że chyba zagości w mojej kosmetyczce na dłuuugi czas. Serum stosowane zbyt często bardzo przesusza skórę, dlatego do niego trzeba dobrać sobie odpowiednie kremy nawilżające. Ja ograniczyłam jego stosowanie do 3 razy w tygodniu (nakładam go wieczorem) a w inne dni używam mocno nawilżającego kremu i moja cera jest jak najbardziej zadowolona. Zapewne jak skończę swoje opakowanie, zrobię sobie przerwę i niedługo znów do niego powrócę, bo jest to na prawdę produkt godny polecenia dla cery z niedoskonałościami. 

Kolejnym kosmetykiem są dwa kremy całkiem różniące się od siebie :) mianowicie: 
Bielenda Normalizing&Matifying Face Cream - Krem normalizująco-matujący do twarzy oraz Krem do rąk i paznokci Cztery Pory Roku glicerynowy do skóry suchej:


Krem z Bielendy idealnie nadaje się pod makijaż. Również już o nim pisałam w poprzednich notkach i moje zdanie na jego temat nie uległo zmianie. Doskonale nawilża cerę, nie jest ciężki i szybko się wchłania, warto wspomnieć jednak o tym, że pozostawia taki delikatny film na skórze, nie jest on zły, wręcz powiedziałabym, że jest bardzo przyjemny, ale niektóre osoby tego nie lubią, wiec warto żeby wiedziały :)
Kremu do rąk i paznokci używam codziennie wieczorem do smarowania swoich szanownych stóp, później oczywiście wkładam je do skarpetki i rano się budzę z pięknymi gładkimi i nawilżonymi. Czego więcej potrzeba? Krem kosztuje grosze, bo 6zł za 130ml kremu, jest dostępny chyba w każdej drogerii, ja swój kupiłam w rossmannie, jest jeszcze pojemność bodajże 160ml, ale nie wiem ile kosztuje, bo nie zwróciłam na to uwagi. Domyślam się, że ma podobnie niską cenę jak ten który widzicie powyżej. Jest bardzo wydajny, bo jak na miesiąc codziennego stosowania przy nieoszczędzaniu go to naprawdę duży plus. 

Trzecim.. ''kosmetykiem'', ale tak na prawdę zdjęciem z kosmetykami jest już chyba wszystkim znane jajeczko EOS, a dokładnie balsam do ust oraz moje dwie perełki z Oriflame, które są ze mną od kąd pamiętam. W sumie nie wiem jak ten produkt się dokładnie nazywa, ja od zawsze mówię ''miodzik'' i chyba tak już zostanie. 


Skupmy się może najpierw na EOS, ponieważ to jest jedyny produkt, który robi cokolwiek z moimi ustami. Wcześniej używałam przeróżnych pomadek ochronnych z nivea i sto innych smakowych pomadek z różnych firm, ale to sprawiało tylko, że usta miałam wiecznie przesuszone i wiecznie ŻARŁAM, tak.. ŻARŁAM, ja nie jadłam swoich suchych skórek, ja je pożerałam jak głupia, czasem aż do krwi, bo nie mogłam się powstrzymać. Nazajutrz jak przychodziło do pomalowania ust pomadka kolorową to był wielki klops. Jajeczko kosztuje około 20 zł i mają bardzo duży wybór zapachów, ja wybrałam sobie jeżynowy bądź jagodowy. Bardziej urzekło mnie to niebieskie opakowanko niż zapach, ale warto wspomnieć, że smak ma wyśmienity. Czasem mam ochote zjeść balsam z opakowania. Jest zakręcany dlatego nie ma szansy, ze otworzy nam się noszony w torebce i wszystko ubrudzi. Nie trzeba grzebać w nim palcami, co dla mnie jest bardzo ważne, bo po prostu tego nienawidzę, jest to dla mnie nie higieniczne i nie wygodne. Czy widzę w nim jakieś minusy? Odpowiadam: NIE
Kupiłam go w grudniu jakoś przed świętami i używam go codziennie, parę razy w dniu i myślę, ze starczy mi jeszcze na kolejne 2-3 miesiące. 20 zł na 5 miesięcy to na prawdę nie jest wydatek, jeżeli zależy wam na ładnych i zadbanych ustach. 
Moje kochane mniejsze jajeczka z Oriflame też znajdują duże zastosowanie u mnie. Posiadam dwa zapachy, a raczej jeden zapach, a drugi jest bezzapachowy (różowy). Używam ich do skórek wokół paznokci żeby nie były suche oraz do smarowania noska zwłaszcza przy chorobie jak ciągle trzemy go chusteczkami. Na prawdę jeżeli używacie go nagminnie podczas choroby, nie ma szans, że będziecie mieć brzydki nosek z suchymi skórkami. Produkt niestety trzeba wyciągać palcem ze słoiczka dlatego rzadko kiedy używam go na ustach. Polecam wam go kupować w promocji, ponieważ można go dorwać za 10zł, a tak to kosztuje 20-25zł. 

Kolejnymi produktami są odżywki do włosów:
- Nivea long repair
- Garnier Ultra Doux
- Isana Professional


Powiem tak: te trzy odżywki mają bardzo podobne lub nawet takie samo działanie i wszystkimi trzema jestem zachwycona. Nie przetłuszczają one włosów, mają bardzo ładne zapachy, które trzymają się jeszcze długo po wysuszeniu włosów i co najważniejsze działają. Oczywiście każdy od odżywek oczekuje czegoś innego, ale dla mnie najważniejsze jest żeby włosy były ujarzmione, nie puszyły się i nie były zbyt obciążone. Gdy używam na włosy maski wtedy odżywkę po wysuszeniu włosów daje na same końcóweczki w bardzo małej ilości (bez spłukiwania) zabezpieczając je przed rozdwajaniem i w tej kwestii również sprawdzają się wyśmienicie. Koszt ich wszystkich to około 10zł, a jeżeli jest na promocji to można je dostać za 7-8zł. Dostępne w każdej drogerii. Jak dla mnie na prawdę zdają egzamin. 

I ostatnim już produktem jest: Tangle Teezer szczotka do włosów


Najlepsza szczotka jaką miałam. Nie wyrywa, ani nie łamie włosów. Szczotkuje je codziennie przed snem i oczywiście rano, gdy zbieram się do szkoły. Moje włosy po używaniu tej szczotki mniej się rozdwajają i oczywiście są grubsze, bo nie wyrywam podczas szczotkowania takiej ilości jak kiedyś. Idealnie mieści się w dłoni, jednak dla osób, które trzymają ją pierwszy raz może wydawać się troszkę dziwna. Ja mam kolorek czarny i odrobinkę żałuję, że nie kupiłam sobie jakiegoś innego kolorku, ponieważ na czarnym widać każde zabrudzenie, każdy pyłek, brudek, wszystko.. Ja swoją szczotkę codziennie też przemywam wodą i nigdzie mi się nie rozkleiła, nic się z nią nie stało, wygląda jak nowa. Jakbym chciała to mogłabym ją sprzedać wciskając kit, że jest nieużywana :) 

To już koniec mojej pielegnacji w tych miesiącach :) piszcie czy któreś z tych produktów używałyście i jak wam sie sprawdziły. 
Pozdrawiam, Maquillaaa. 


sobota, 27 lutego 2016

Jak czyszczę i dbam o swoje pędzle?

Cześć kochani :) dzisiaj naszło mnie żeby napisać wam jak czyszczę i jak dbam w ogóle o swoje pędzle do makijażu twarzy i oczu.
Ale zanim do tego przejdziemy chciałabym zwrócić wam uwagę na pewne rzeczy. Zacznijmy od tego, ze pędzle, które używamy do tłustych produktów np. do podkładów powinniśmy myć codziennie! tak samo jest z gąbeczkami, ponieważ jest to idealne miejsce do gromadzenia się różnych bakterii, a chyba nie chcecie ''nabawić'' się przez to jakiś stanów zapalnych i podrażnień? mówię tutaj do osób zwłaszcza z cerą trądzikową.
Pędzelki do produktów suchych tzn. do pudru lub cieni możecie myć uważam co 2 maksymalnie co 3 dzień, lub codziennie razem z pędzlami do podkładu, ale przyznam się wam szczerze, że ja swoje pędzelki do oczu i pudru nie myję codziennie (najnormalniej w świecie mi się nie chce).
Czasem zdarza mi się, że moje pędzle do suchych produktów leża sobie po 4-5 dni, ale wtedy po prostu już ich nie używam i przy myciu dobrze dezynfekuję włosie.
Chciałabym tez wam zwrócić uwagę na to żebyście nie trzymali pędzli na słońcu, przy grzejniku, a zwłaszcza w łazience gdzie panuje wilgoć, rozwój grzybów i bakterii tam jest od groma i troszkę.

Teraz dopiero możemy przejść do mycia i dezynfekcji. Ja to robię na dwa sposoby:
- pierwszy, który jest mega szybki i bardzo prosty to:
bierzecie jakiś ręcznik papierowy wylewacie na niego odrobinę płynu do mycia i dezynfekcji pędzli, bierzecie pędzelek w dłoń i pocieracie włosiem o ręcznik. Wszystko!
Mamy czysty i gotowy pędzelek do ponownego używania :)
Ja posiadam akurat Kryolan 100ml cena 30zł. Zamawiałam go u Ladymakeup w jej własnym sklepie, którego zresztą bardzo polecam, przesyłka dociera do nas expresowo, ładnie i bezpiecznie zapakowana aby nic po drodze produktom się nie stało.
Tutaj macie link do jej strony: Ladymakeup
A tutaj link do płynu, którego używam: Płyn do mycia i dezynfekcji pędzli

Drugi mój sposób jest już bardziej tradycyjny, czyli po prostu zastosowanie mydła bądź szamponu i wody. Ja używam do tego mydełka antybakteryjnego w kostce Protex w tej wersji różowej, nie wiem jak sprawdzają się inne, ponieważ ich nie używałam. Z tej wersji jestem bardzo zadowolona i na razie nie chce próbować niczego innego. 
Bierzemy pędzelek, odkręcamy letnią wodę (pamiętając aby nie zamoczyć łączenia skuwki z drewnem, ponieważ po jakimś czasie może wam się ta skuwka od drewienka odkleić i pędzel się zniszczy) i zgodnie z kierunkiem włosia zamaczamy, nigdy inaczej! + oczywiście mydełko i okrężnymi ruchami, albo prawo-lewo, jak już chcecie jeździmy włosiem po mydle, spłukujemy nadmiar piany i ponownie szorujemy włosiem o mydło, następnie o dłoń aby wszystko się dobrze domyło i spłukujemy ten sposób zapewnia, że włosie jest idealnie czyste i mam wrażenie, że nic więcej tam nie ma, żadnego brudu.
Pamiętajcie o tym! jeżeli chcecie wycisnąć nadmiar wody z pędzla to nie ciągnijcie włosków w dół, bo po jakimś czasie zostanie wam sam trzonek pędzla :) delikatnie te włoski ściskajcie i odsączajcie nadmiar wody w ręcznik papierowy.

Jeżeli włosie wydaję wam się twarde lub takie kujące to po prostu nałóżcie na nie odżywkę do włosów taką jaką używacie na co dzień, do włosia sztucznego ta metoda też się sprawdzi.
Jeżeli włosie wam się puszy i nie trzyma swojego ładnego kształtu takiego jaki był na początku to polecam wam zastosować osłonki na pędzle: Osłonki
Nakładać je jak włosie już trochę wyschnie, gwarantuje wam, że nawet paroletni pędzel, który już od jakiegoś czasu nie trzyma swojego kształtu, wróci do dawnego stanu.

Kolejna sprawa - suszenie pędzli :)
Nigdy nie róbcie tego używając jakiegoś dodatkowego ciepła tzn, grzejnika, nie wystawiajcie je na słońce, nie suszcie je suszarką do włosów, ponieważ te włoski mogą wam się bardziej odklejać od skuwki, mogą być bardziej łamliwe i ogólnie wam zmarnieją, nie będą już takie ładne jak na początku.

To wszystko z mojej strony, mam nadzieję, że takie drobne wskazówki pomogą wam w codziennej pielęgnacji i czyszczeniu swoich pędzelków.
Pozdrawiam, Maquillaaa.


sobota, 20 lutego 2016

Olejek do twarzy Bielenda HIT czy KIT?

Cześć kochani, dzisiaj mam dla was Olejek Bielenda Skin Clinic Professional uszlachetniony olejek arganowy do oczyszczania i mycia twarzy z kwasem hialuronowym.


Jak widzicie ja zużyłam tego produktu 1/3 i mam mieszane uczucia. 
Wcześniej używałam tylko płynu micelarnego do zmywania mojego makijażu, a to jest mój pierwszy produkt do demakijażu w formie olejku. 

Może zacznę od plusów:
- zapach - olejek przepięknie pachnie podczas mycia, a w kontakcie z wodą tworzy delikatną myjącą piankę. Ja myje swoją buzię dwukrotnie, ponieważ uważam że jeden raz to stanowczo za mało. 
- cena i dostępność - ja kupiłam produkt w Rossmannie za około 20zł 
- łagodny dla oczu - nie zauważyłam żadnego podrażnienia ani uczulenia na skórze twarzy, wręcz pozostawia ją gładką i mięciutką
- opakowanie posiada pompkę - bardzo ułatwia to codziennie korzystanie 

Minusy to szczególnie:
- wydajność - olejek starczył mi na ok. 7 razy, a 1/3 produktu już się niestety ze mną pożegnała
a także to, że słabo radzi sobie z kredką do oczu czy tuszem do rzęs, zawsze muszę domywać się jeszcze wacikiem z płynem micelarnym.

Czy kupię go ponownie?
Tak, bo mimo iż produkt nie jest ani troszkę wydajny to jak na razie nic nie daje mi takiego komfortu na skórze. Jednak trzeba podkreślić to, ze poszukuję czegoś lepszego i dopóki nie znajdę to będę korzystać po prostu z tego co mam. 

Jeżeli używacie sprawdzonych olejków to chętnie poczytam wasze komentarze, a także możecie napisać jak u was sprawdził się produkt z Bielendy :) 
Pozdrawiam, Maquillaaa. 


sobota, 13 lutego 2016

Trądzik cz.1

Cześć kochani, mam dla was kilka moich sprawdzonych metod jak radzę sobie na co dzień z trądzikiem. Wpadłam na pomysł aby podzielić to wszystko na parę części.
U mnie pielęgnacja mojej skóry nieustannie się zmienia, nieustannie próbuje coś innego, ale mam takie produkty, które już od jakiegoś czasu są ze mną i pozostają niezmienne, ponieważ.. no co tu dużo mówić.. po prostu widzę, że działają i pomagają mi. Jednym z takich produktów jest Bielenda Skin Clinic Professional aktywne serum korygujące. 


Co pisze o nim producent: ''skutecznie podnosi jakość skóry z niedoskonałościami. Delikatnie eksfoliuje, skutecznie redukuje błyszczenie skóry, oraz zwęża pory, rozjaśnia przebarwienia, dodaje skórze blasku. Redukuje zmarszczki, doskonale wygładza, poprawia nawilżenie i jędrność skóry."
Powiem tak: na początku używałam produktu codziennie na noc, dwie krople na czoło, policzki i brodę, a jedną kropelkę na nos (tak uwierzcie mi nie oszczędzam go) i po 2 tygodniach zauważyłam, że moja skóra na brodzie i policzkach jest przesuszona, wiec zrobiłam sobie 3 dniową przerwę i dawałam jak najwięcej kremów nawilżających na nią, aby jakoś wyglądała i żebym mogła normalnie wychodzić do ludzi. Teraz stosuje serum co 2 dzień na noc i jestem bardzo zadowolona z efektów jakie daje. Pory faktycznie są zweżone i podkład z pudrem na twarzy wygląda o niebo lepiej, co do błyszczenia skóry też zauważyłam dużą poprawę, jednak co do przebarwień nie widzę jakiś większych zmian. 
Najwiekszy problem z trądzikiem mam na policzkach i na prawdę wszystkie te niedoskonałości sie uspokoiły, wygoiły, jest ich dużo mniej, skóra jest bardziej gładka. Dużo mniej czasu poświęcam na zrobienie makijażu, ponieważ już nie musze kamuflować tych ''wyprysków'', nie mam żadnych okropnych, wystających ''białych główek''. Na prawde polecam wam spróbować. Cena tego serum nie przekracza 30zł i jest dostepna w drogerii rossmann. Ja kupiłam je w drogerii ''Pigment'' w Krakowie ul. długa 76 za 25zł. 
Serum posiada w swoim składzie:
- kwas migdałowy, który jest odpowiedzialny za złuszczanie naskórka, ujędrnienie skóry oraz wygładzenie zmarszczek.
- kwas laktobionowy, który ma za zadanie rozjaśniać przebarwienia i przyśpieszać regenerację skóry.
- witamina B3, która zmniejsza utratę wody przez skórę.

Do nawilżenia  swojej cery podczas kuracji kwasami używałam kremu Cetaphil DA Ultra Krem intensywnie nawilżający


Jest on na bazie wody, więc wystarczy dosłownie odrobina aby nawilżyć całą buzie. Możecie go dostać w aptece za ok.40zł
Niestety on nie nadaje się pod makijaż, ponieważ zostawia bardzo tłusty film na skórze. Polecam używać go na noc grubszą warstwa :) 

Polecacie jakieś jeszcze sprawdzone produkty, lub sprawdzone metody na trądzik? :) 
Bardzo chętnie poczytam wasze komentarze.
Pozdrawiam, Maquillaaa.



czwartek, 11 lutego 2016

Porównanie kremów pod makijaż


Cześć kochani, dzisiaj przychodzę do was z porównaniem dwóch kremów matujących pod makijaż.
Pierwszy z nich jest to Bielenda Normalizing&Matifying Face Cream - Krem normalizująco-matujący do twarzy:


Krem ten doskonale nawilża i matowi skórę. Świecenie w strefie T zauważyłam dopiero po 6 godzinach po skończonym makijażu. Jest on przeznaczony do cery mieszanej, tłustej i trądzikowej. Ja jestem posiadaczką niestety cery trądzikowej i mi ten krem osobiście bardzo przypadł do gustu.

Plusy:
- ładny zapach :)
- bardzo szybko się wchłania 
- nie zapycha 
- idealny pod makijaż
- posiada pompkę co jest bardzo ułatwiające
- wydajny 
- cena, za 60zł 100ml lub 30zł za 50ml tak wspaniałego kremu, na prawdę warto zainwestować, zwłaszcza posiadaczką cery z niedoskonałościami.

Minusy: 
- słaba dostępność 

Więcej minusów niestety nie zauważyłam, ponieważ kremik, który posiada 50ml idealnie mieści się w dłoni, opakowanie ma bardzo solidnie zrobione. Posiada zakrętkę, więc nie musimy się martwić, ze w torebce się wyleje czy cokolwiek innego się z nim stanie :) 

Następnie bierzemy kremik ''siarkowy'' jest to Barwa Siarkowa, krem siarkowy antybakteryjny, matujący, który również posiada 50ml w pojemniczku:

tutaj macie link do tego kremu jakbyście potrzebowały dokładniejszego opisu produktu, a poniżej pokaże wam jeszcze jedno zdjęcie: 

Krem ten również posiada właściwości matujące, jest to tańszy odpowiednik kremu Bielenda.  Jeżeli stosowałybyście go na dzień i na noc to może wam troszeczkę skóre wysuszyć, ale stosowany raz dziennie daje rade. Sprawdzi się on bardzo dobrze dawany punktowo na naszych niechcienych przyjacieli, ponieważ je odrobinkę wysuszy.Ten krem jest bardzo zbity w swojej konsystencji i troszeczkę ''tępo'' rozprowadza się na skórze, ma specyficzny zapach jednak mi on nie przeszkadza w stosowaniu, nie jest on wyczuwalny po nałożeniu na twarz, ani przez resztę dnia. Świecenie się w strefie T tak jak przy kremie Bielenda zauważyłam po ok. 6 godzinach po skończonym makijażu. Ma również bardzo solidne opakowanie i z dorwaniem tego kremu nie będziecie mieć żadnych problemów, ponieważ jest on w rossmannie, a chyba każda z nas ma gdzieś w pobliżu ową drogerie :)

Napiszcie jakie wy używacie kremy pod makijaż i jak się u was sprawdzają. Czy polecacie jeszcze jakieś kremy do cery trądzikowej? 
Pozdrawiam, Maquillaaa :)



czwartek, 21 stycznia 2016

Pomadki w kredce od Golden Rose!

Cześć kochani :)
Dzisiaj przychodzę do was z matowymi pomadkami w kredce filmy Golden Rose.
Cała gama kolorystyczna prezentuje się tak jak widzicie na załączonym obrazku poniżej:





Ja w swojej kolekcji posiadam 3 kolorki, mianowicie odcień numer 02, 09 i 10.
Odcień 02 to piękny, głęboki kolor ciemnego wina



Odcień 09 - ciemny czerwony kolor, Golden Rose w swojej ofercie posiada jeszcze kolor 07, który jest klasyczną czerwienią, wiecie.. taką ceglastą czerwienią :) warto tez wspomnieć o tym, ze odcień 09 wybiela delikatnie ząbki.


Odcień 10 - piękny, delikatny różowy kolor 



Matowe pomadki Golden Rose Matte Lipstick Crayon rozprowadzają się na ustach jak tzw. masełko :)
Mają bardzo dużo pigmentu w sobie, dzięki czemu wystarczy 2 razy przeciągnąć wzdłuż ust i mamy pełne i piękne krycie. Ponadto owe pomadki na ustach po prostu nie czuć, dobrze pielęgnują i nawilżają usta dlatego tak bardzo lubię używać je teraz kiedy za oknem mróz i śnieg. Trwałość tych pomadek może nie są jakieś wygórowane, bo trzymają się około 4-5 godzin (bez jedzenia) ale schodzą też bardzo ładnie, dlatego nie ma potrzeby od razu pędzić do lusterka aby ją poprawić. Ja osobiście nie przejmuję się w ogóle po zjedzeniu czegokolwiek, ponieważ również podoba mi się ten efekt lekko startej pomadki :) 
Ponadto pomadka kosztuje jedynie 12zł.. 

A wy jakie odcienie pomadek macie, jak się wam sprawdzają i czy jesteście z nich zadowolone? :) 
Które kolory najbardziej przypadły wam do gustu? 
Ja na pewno wkrótce sprawię sobie jeszcze parę odcieni :) 
Pozdrawiam, Maquillaaa. 







niedziela, 17 stycznia 2016

''Pierwszy raz na blogu!" :)

Cześć kochani :)
Musicie być dla mnie troszkę wyrozumiali, ponieważ to mój pierwszy poważniejszy blog, z którym wiąże pierwsze poważniejsze plany. Co za tym idzie.. zdjęcia jak na razie nie będą najwyższej jakości, ponieważ robione telefonem sami wiecie jak wyglądają :)
Chciałabym podzielić się z wami w tym miejscu o moich wpadkach kosmetycznych, opowiedzieć troszkę o produktach, które mi się sprawdziły, bądź które są totalnie do kitu, a także.. można powiedzieć, ze pochwalić się wam makijażami oraz przedstawić krok po kroku jak je wykonać :)
Mimo tego mojego niezbyt profesjonalnego sprzętu mam nadzieje, ze skorzystacie jak najwięcej z tego bloga :)
Pozdrawiam i ściskam was mocno, Maquillaaa :)